poniedziałek, 29 września 2014

Grochówka

Wielkimi krokami nadchodzi chłodniejsze powietrze. Akurat dzisiaj pogoda rewelacyjna, kiedy usiadłam na ławce, zamknęłam oczy poczułam jakby był lipiec, a tu już za moment październik. Zeszły tydzień za to nie rozpieszczał i zamarzyła mi się jedna z moich dwóch ulubionych zup, nie licząc barszczyku czerwonego z krokietem, a jeszcze lepiej pasztecikiem obleczonym w ciasto francuskie. Tak, czy owak stworzyłam, tak, muszę użyć tego słowa, bo dla mnie zupa ta urasta do miana arcydzieła, grochówkę. Taką, jaką lubię ja, nie taką, jaką gotowała zwykle mama, bez marchewki i makaronu, nie taką, jaką gotował tata, z zupą z torebki, a czasem jeszcze z kostką rosołową, ale moją, moją ukochaną grochową.
Niezastąpionym elementem tej zupy jest wiejska kiełbasa - dzieło mojego męża - aromatyczna, smaczna, nie da się jej porównać ze sklepową. Zawsze mam zapas w zamrażarce, fantastyczna do grochówki, zarzucajki, czy pomidorowej.