wtorek, 22 lipca 2014

Bez życia

Dzisiaj tylko na chwilę, jestem kompletnie wykończona. Wczorajszy późny wieczór i część nocy spędzona na pogotowiu. W niedzielę nad wodą pokąsały mnie końskie muchy. Efekt opuchnięte nogi, dekolt i ręka jak balon, a wszystko razem swędzące, że słów brakuje by to opisać. Nic się już szczególnego nie działo, aż wieczorem zasiadłam do napisania posta, kiedy skończyłam i wstałam, a właściwie spróbowałam wstać okazało się, że noga jest spuchnięta od kolana do poniżej kostki, a opuchlizna wciąż się rozchodzi. Dłoń natomiast caluteńka zapuchnięta aż do połowy palców, jakby tego było mało poczułam że robi mi się duszno. Podjęłam decyzję, że jadę na pogotowie. Jak się później okazało decyzja słuszna, bo najprawdopodobniej jestem uczulona na tego wstrętnego owada. Skończyło się na dwóch zastrzykach, plus teraz w domu Clemastinum 3 razy na dobę, Calcium dwa razy, Altacet i Hydrocortisonum. Lepiej jest ale swędzi tak, że byłabym skłonna na określenie użyć słów niecenzuralnych. Na całe szczęście opuchlizna nieco zeszła. Za to mam nowy problem - Paweł nie chce się bawić z dziećmi, wszystko jest w porządku przez chwilę, ale wystarczy jakiś dotyk, nie taki jakby sobie tego życzył i koniec, wycofanie i często prośba o pójście do domu. Nie dzieje się tak zawsze, ale jeżeli tylko jakieś dziecko jest wobec niego natarczywe to koniec. Już sama nie wiem co robić. Boję się jak on sobie poradzi w przedszkolu. Padam bez sił.
Zdjęcie pokąsanej ręki robione w poniedziałek rano. Dzisiaj - to jest środa - już po opuchliźnie, zastrzyki zdziałały cuda, gdyby nie one mogła się utrzymywać względnie do dwudziestu dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz