czwartek, 17 lipca 2014

Rowerek

Na trzecie urodziny Pawła postanowiliśmy mu kupić rowerek - takie bardziej "dorosły". Długo wybieraliśmy model, oczywiście zdecydowaliśmy się na maleńkie kółeczka, tak, żeby nasz skarb nauczył się jeździć sam. W końcu trafiliśmy do najlepszego sklepu rowerowego w okolicy. Rowerek był, idealny, czerwony, z wbudowaną rączką do prowadzania. Pojechaliśmy bez Młodego, żeby zrobić mu niespodziankę. Przed zakupem mąż poprosił sprzedawcę o informacje na temat tego konkretnego rowerka. Pan - fakt bardzo miły, zapytał o wiek Pawła i stwierdził, że cytuję "On sam i tak nie będzie jeszcze jeździł, proponuję rower na większych kółkach z drążkiem do prowadzania". W efekcie nie kupiliśmy żadnego z rowerków i z kwaśnymi minami wróciliśmy do domu. Kilka dni później mój M. odkupił od sąsiada dziadków Młodego mały rowerek. Kółka miał tej wielkości, której chcieliśmy, ogólnie był odpowiedniej wielkości, widać było po nim, że parę latek już komuś posłużył. Kiedy M. go przywiózł zdegustowana zauważyłam, że jest RÓŻOWY. No, cóż niech będzie i różowy na początek. Kosztował 30 złotych, jakoś to przeżyłam. Młody był akurat w tym czasie chory, przez kolejny tydzień lał deszcz, aż w końcu zaświeciło słońce. Wzięliśmy rowerek na drogę, Paweł na niego wsiadł i... pojechał.
Przepraszam od razu za słabą jakość nagrania. To było po jakichś 20 minutach od kiedy w ogóle wsiadł na rowerek. Teraz już szaleje do tego stopnia, że coraz rzadziej wychodzimy na rowerek, bo z każdego spaceru wracam zlana potem od stóp do głów. Jazda trzymając kierownicę jedną ręką, "nakręcanki" i inne wygłupy nie mają końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz