czwartek, 24 lipca 2014

Idąc na porodówkę

Powiem szczerze, że on narodzin Pawła minęło już ponad 3 lata, a ja nadal czuję się z jednej strony wdzięczna losowi, że jesteśmy tu oboje, że czujemy się dobrze, a z drugiej strony rozgoryczona, że nie wiedziałam wielu rzeczy przed dniem Zero (dniem porodu). W szpitalu znalazłam się dwa dni wcześniej, ze względu na przebieg ciąży obarczonej ryzykiem i upływ wyznaczonego terminu porodu. Zasuwałam po schodach w górę i w dół w tę i z powrotem z nadzieją, że Młody zdecyduje się do nas wyjść. W końcu w nocy z wtorku na środę zaczęłam odczuwać skurcze. Z godziny na godzinę nasilały się, a kiedy kładłam się pod KTG momentalnie słabły. Dotrwałam tak do godziny 18 w środę spacerując po szpitalnym korytarzu, około 20 zapewniona przez lekarza, że Młody w najbliższym czasie na świat się nie wybiera wysłałam męża, który miał mi towarzyszyć przy porodzie rodzinnym do domu. Przed godziną 21 były już wymioty, biegunka, krwawienie. Kiedy wyszłam na korytarz i dalej chodziłam położna zapytała jak często są skurcze, odpowiedziałam, że co 3 minuty, zgodnie z prawdą. Poszła po lekarza, który zapytał o kogo konkretnie chodzi i przyszedł mnie zbadać...po piętnastu minutach. Zrezygnowany zaprosił mnie na fotel, po czym zdębiał i powiedział, że nie ma już czasu, żeby szybko przeszła na porodówkę. Zdążyłam jeszcze zadzwonić do męża i znalazłam się na porodówce. Za nim się zorientowałam lekarz przebił pęcherz płodowy. Momentalnie zaczęły się niemiłosiernie bolesne skurcze parte, które mimo, ze nie trwały w nieskończoność były nie do zniesienia. Modliłam się w duchu, żeby wreszcie mnie nacięto. Urodziłam w zasadzie po 35 minutach na porodówce, co nie zmienia faktu, że popękałam okropnie i dłużej trwało szycie, niż sam ten pobyt. Dzisiaj już wiem, że  przebicie pęcherza płodowego prowadzi do pojawienia się mocnych, nienaturalnych skurczów, które trudno znieść zarówno dziecku, jak i matce. Na szczęście nie spotkały nas możliwe komplikacje, jak zaburzenia rytmu serca płodu, czy deformacja czaszki dziecka oraz wiele innych. Gdyby czas się cofnął na pewno skorzystałabym ze szkoły rodzenia, żeby poznać dokładnie przebieg porodu i swoje prawa. Takie lekcje niosą ze sobą wiele korzyści. Podejrzewam, że mimo jednego porodu, który mam za sobą kolejnym razem, o ile będę jeszcze w ciąży zapiszę się na kurs w szkole rodzenia.
Dobrze, że wszystko skończyło się tak, a nie inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz